Nasza historia zaczęła się latem 1941 roku we wsi Ulaszanówka, rejonu Czerwonoarmiejskiego. Młoda dziewczyna – Stanisława Szwediuk wracała z pola do domu. Lecz nie udało jej się tam dotrzeć. W drodze, została zabrana do niemieckiej niewoli. Niemieccy żołnierzy złapali dziewczynę i wysłali ją do Nowograda-Wołyńskiego, gdzie znajdował się obóz dla obywateli radzieckich, których wysłali do Niemiec na „dobrowolne” niewolnictwo.
Pani Stanisława Szwydiuk została przymusowo wywieziona do Aachen w Niemiec do fabryki specjalizującej się w wyrobieniu piwa. W fabryce pracowali: Ukraińcy, Rosjanie, Polacy. Jedną pociechą dla pani Stanisławy była modlitwa w miejscowym kościele.
W 1942 roku pani Stanisława spotkała młodego chłopaka z Ukrainy, pana Mychajła Kozaka. Znajomość zakończyła się ślubem, a w 1943 roku urodził im się syn Aleksander.
Wojna dobiegła do końca. W 1944 roku otworzyli drugi front. Amerykańscy bombardiści codziennie zadawali cios Niemcom.
Pewnego dnia młoda rodzina wyszła z schronu i zobaczyła straszną sytuację: wszystkie domy były zniszczone w pożarze. Dokumenty, rzeczy – nic nie udało się poratować. Rodzina straciła wszystko. Pan Mychajło Kozak zgodził się pracować w kopalniach węgla. Pani Stanisława poszła pracować w piwnej fabryce.
Po kapitulacji Niemców, rodzina wyjechała do Belgii do miasta Milunberg Gowtgawen i zamieszkała w obozie dla internowanych. Pewnego dnia do obozu przyjechali wojskowi Polacy i prowadzili kompanię mającą na celu powrót do Polski, która już należała do obozu socjalistycznego.
Rodzina nie zgodziła się na przyjazd.
Wojna skończyła się i Aleksander poszedł do miejskiej szkoły. Każdy weekend chodził do katolickiego kościoła.
Rodzina urosła – urodziła się córka Nela.
W 1955 roku, 11-letni Aleksander w okresie letnich wakacji pracował na stacji naprawy samochodów. Za 4 miesięcy pracy gospodarz garażu wydał mu zarobek w postaci automobilu „Ford” za dobrą pracę.
Uczeń 6 klasy w nowym roku szkolnym przyjeżdżał na zajęcia swoim nowym automobilem.
Lecz tęsknota pani Stanisławy za rodzinnym domem była straszna. Postanowiła napisać list do Ulaszanówki. Odpowiedź przyszła od razu.
W pierwszym liście mama pani Stanisławy – pani Antonina prosiła córkę o powrót do domu. Opowiadała, jak dobrze mieszkać w wiosce, jakie piękne tam życie, jak dobrze pracować w rolnictwie „Raj”.
Później okazało się, że listy te był dyktowane przez „kompetentne organy”. Niepoliczona ilość listów z Ukrainy zrobiła swoją sprawę. Kompetentne organy rękoma pani Antoniny przekonały córkę do powrotu do domu.
W 1958 roku rodzina Szwydiuków-Kozaków z trzema dziećmi przyjechała do Ułaszanówki. To, co oni zobaczyli, kiedy wyszli z autobusu zmroziło serca – stan wioski był gorszy, niż od bombardowania pod czas wojny.
Pan Mychajło od pierwszego spojrzenia na takie „szczęście” stracił świadomość, pani Stanisława płakała i prosiła zawieźć ich z powrotem na dworzec, żeby oni mogli powrócić do Belgii. Ale było już za późno.
Za 2 tygodnie od przyjazdu do Ułaszanówki umarł pan Michajło. Po jego śmierci pani Stanisława wzięła swoje nazwisko panieńskie i w celu bezpieczeństwa jako Szwediuk zapisała całą swoją rodzinę.
Wdowa z dziećmi zamieszkała w Dowbyszu w dwunastometrowej kawalerce. Później pani Stanisława przejechała do wsi Sokolów i zaczęła pracować w sklepie.
Starszy syn Aleksander skończył 8 klasę i poszedł do miejskiej szkoły zawodowej. W trzy lata otrzymał zawód – kierowca urządzeniu rolniczego. Pracował w fabryce porcelany.
Nie zawsze los był zły dla Aleksandra, z czasem spotkał piękna kobietę: Zofię Stepanczuk. Oni wzięli ślub, wychowali dwójkę dzieci – syna Aleksandra i córkę Walentynę.
Młodszy syn Anatol po ukończeniu dowbyskiej szkoły zawodowej pracował w kolchozie.