Pan Franciszek Jakowczyk urodził się w rodzinie inteligentów, 12 maja 1928 roku we wsi Samojlowyczy, która należała wtedy do terytorium Polski (teraz – Republika Białoruś).

Rodzice nazwali syna Franciszkiem ku pamięci o świętym Franciszku, wielkim obrońcy wiary katolickiej.

Ojciec pana Francuska – Włodzimierz Jakowczyk, był wojskowym i w czasy I wojny światowej służył w armii Piłsudskiego.

Mama – Anna pracowała jako nauczyciel historii w wiejskiej szkole.

Pan Franciszek był drugim dzieckiem w wielkiej rodzinie Jakowczyków. Starszy brat Leonid, urodził się w 1926 roku, siostra – w 1931 roku, średni brat – 1936 roku, najmniejszy – urodził się w 1939 roku.

Jeszcze w wieku dziecięcym pan Franciszek stracił całe swoje rodzeństwo, poza siostrą, która później zamieszkała w Polsce.

Niestety zdjęcia rodziców i braci pana Franciszka znaleźć nie udało się. Pan Franciszek chroni wyłącznie przyjemne wspomnienia z dzieciństwa.

Małego Franciszka bracia i siostry lubili i szanowali przede wszystkim za jego inteligencje, ale i sprawiedliwość. Do dzisiaj pan Franciszek pamięta pouczanie swego ojca Włodzimierza: „Franek, musisz umieć walczyć o siebie, ale nigdy nie obrażaj małych i słabych, pobij się za sprawę, ale zła nie trzymaj”.

1935 roku pan Franciszek poszedł do szkoły. Na całe życie zapamiętał swego pierwszego nauczyciela, który uczył swoich uczniów miłości do rodzinnej ziemi.

I dzisiaj pan Franciszek cytuje jego słowa: „Jeżeli kochasz Ojczyznę, jak ojca i matkę, to nigdy jej nie zdradzisz, a będziesz walczyć za nią, a może i życie oddasz”.

Tragicznym był dla rodziny rok 1939. Samojlowzyczy były okupowane przez radzieckie wojska.  Mieszkańców wsi wysyłano na Syberię, zabierając gospodarstwa.

W 1941 roku wieś i okolice były okupowane przez Niemców.

Po skończeniu  siedmioletniej szkoły – wiosną 1942 roku Franciszek poszedł uczyć się zawodu od szewca butów z Grodna. Franciszek zrozumiał, że profesja ta da mu możliwość zawsze zarobić na chleb.

 Jego nauczycielem był pan Jan Żukowski.  Z czasem pan Jan pozwolił mu samemu remontować i odnosić buty ludziom. Czasem w tych butach były zapiski. Franciszek nie miał pojęcia, o co w nich chodzi.

Rodzina Jakowczyków  dalej mieszkała w okupowanych Samojlowyczach. Na weekendy Franciszek wracał do wsi do rodziców, gdzie miał spotkania ze swoim kolegą panem Michałem Zasteńczykiem.

O tym okresie Franciszek mówi: „Niemcy zaczęły naloty i przeszukiwania. Przyszli do nas, ale broni nie mieliśmy. Właśnie zabiliśmy świnię, a Niemcy zabraniali to robić, bo trzeba było świnie oddawać okupantom. Oni znaleźli mięso, przez to mój ojciec został aresztowany, a naszego psa zastrzelili. Zacząłem nienawidzić tych ludzi, i my z kolegą postanowili się zemścić. Późnym wieczorem wzięliśmy schowany między gałęziami  karabinek i karabin maszynowy i zaczęliśmy czekać na Niemców. Niemcy jechali na motocyklu i głośno rozmawiali o pysznym obiedzie. Gdy odległość między nimi i nami zmniejszyła się do 10-12 metrów, zrobiliśmy pierwsze strzały. Motocykl przewrócił się i wybuchnął. Staliśmy bez ruchu, nie rozumiejąc, co się stało, a następnie Michał krzyknął, że trzeba uciekać. Nikt nie domyślił się, kto zabił tych Niemców. Ja długo trzymałem w tajemnicy tą naszą przygodę, ale mój pracodawca Jan Żukowski o wszystkim dowiedział się i zabrał mnie na spotkanie z oficerem  Armii Krajowej – Alfonsem Kopaczom , którego nazywali „Wróbel”.

Po tym spotkaniu postanowiłem służyć w Armii Krajowej i otrzymałem przezwisko „Karny”. Armia zajmowała się konspiracyjną walką z okupantami – najpierw z Niemcami, później z armią radziecką.

Ostatnia operacja była przeprowadzona wiosną 1948 roku. Otrzymałem zadanie od „Wróbla” zlikwidować sekretarza Komunistycznej partii Mostowskiego rejonu – kapitana Tankowa. 10 kwietnia to zadanie było wykonane. Ale nasza drużyna była prześladowana. 24 kwietnia zostałem zraniony w ramię. Ranny przeszedłem 3 km. Wyczerpany straciłem świadomość. Następnego ranka mnie znaleźli pasterze i odnieśli do wioski, w której przechowywałem się w jednej rodzinie. W tym czasie byłem poszukiwany przez agentów NKWD.

6 maja 1948 roku zostałem aresztowany. To były straszne dni w moim życiu. Byłem zagłodzony, często bity i nie dawali spać. Później był sąd, który skazał mnie na wyrok śmierci. Ale dzięki adwokatowi Budniku wyrok zmieniono na 25 lat w więzieniu.”

W niewoli – w różnych obozach pracy –  pan Franciszek był aż do 27 sierpnia 1969 roku . Cały czas nie miał żadnego połączenia z rodziną – rodzice i siostra zostały się na terytorium Polski.

Po wyzwoleniu z obozu pan Franciszek pojechał do miasta Mykołajiw, do swego przyjaciela z obozu, gdzie nauczył się zawodu pracownika budowlanego. Dał się poznać jako dobry pracownik. Bardzo chciał spotkać się z rodziną. Napisał list matce do Polski i otrzymał od nie zaproszenie na odwiedziny, ale mu odmówili wyjazdu.

Jeszcze w obozie pan Franciszek zapoznał się z panem Medwedkowym, który dużo opowiadał mu o wsi Dowbysz na Żytomierszczyźnie. Mówił, że tam mieszka sporo Polaków, że Dowbysz był kiedyś polskim rejonem. Oprócz tego w Dowbyszu mieszkała sympatia pana Franciszka, pani Zofia Sarnicka, której on długo pisał listy. Pan Franciszek postanowił pojechać do Dowbysza.

Tutaj poznał panią Zofię, którą miło nazywa Zosią.

Pani Zosia w bardzo młodym wieku została wdową z małym dzieckiem , i syn pani Zosi, stał się dla Pana Franciszka bardzo drogi.

Pan Franciszek nauczył się robić i remontować maszyny do szycia, czym zajmował się do 1988 roku.

W tym czasie rodzina zbudowała budynek i uprawiała gospodarstwo.

Rodzina Jakowczyków powstrzymuje Polskie i katolickie tradycje.

Kilka razy pan Franciszek jeździł z żoną do Polski odwiedzić matkę z siostrą i jej rodziną.

Polska również nie zapomniała swego bohatera.

Pan Franciszek Jakowczyk w 2005 roku był odznaczony medalem „Pro Memoria” i „Srebrnym wyróżnieniem” za zasługi pod czas II Wojny Światowej. A 2008 roku otrzymał Kartę Polaka.

Franciszek i Zofia Jakowczyk (Dowbysz, wrzesień 2011 roku)

Franciszek i Zofia Jakowczyk (Dowbysz, wrzesień 2011 roku)

Franciszek Jakowczyk odwiedził mamę i rodzinę siostry w Polsce (lata 70.)

Franciszek Jakowczyk odwiedził mamę i rodzinę siostry w Polsce (lata 70.)